Aneta Trojanowska rozmawia z Martą Fox


Marta Fox
blog Marty Fox
paulina-w-orbicie-kotow – blog

 

źródło: Akapit Press

Aneta Trojanowska: Czy zgodzi się pani ze mną, że koty są wredne, fałszywe, złośliwe?

Marta Fox: Myślę, że bywają i takie. Miałam kiedyś kocicę, która tylko czyhała, abym ułożyła wysuszone pranie lub przebrała pościel, a ona natychmiast obsikiwała tę świeżość, a kiedy ją rugałam, to się obrażała na całe 3 dni.

– Obrażała? To znaczy… co robiła?

Fuczała przechodząc obok z podniesionym ogonem, nie kładła się na biurku, pod lampą, kiedy pracowałam, nie polowała na mnie wieczorem, by ugryźć mnie w kostkę, kiedy wchodziłam do łóżka, nie miauczała na powitanie.

– Mimo to lubi pani koty.

Lubię koty, lubię psy, boję się myszy, nie przepadam za świnkami morskimi, chomikami, ptaszkami, rybkami. Wiem, co mówię, bo wszystko przerabiałam, kiedy mieszkały ze mną moje córki.

– O psach pani już pisała w swoich powieściach, o Apie i Mordku. O kotach po raz pierwszy.

– Pisałam o kocicy Pelagii w mojej pierwszej powieści dla młodzieży i Rademenesce, w książce eseistycznej „Zdarzyć się mogło, zdarzyć się musiało. Z Wisławą Szymborską spotkanie w wierszu”. Tam jednak kocice pojawiały się w dalekim planie.

– Lada tydzień w wydawnictwie „Akapit Press” ukaże się pani najnowsza powieść „Paulina w orbicie kotów”. To kontynuacja losów Magdy i Pauliny z powieści „Magda.doc” i „Paulina.doc”. Pani fanki, nastolatki, nie mogą się doczekać. Jestem matką 12-letniej panienki i przeczytałam tę powieść jednym tchem, potem sięgnęłam po poprzednie z tymi samymi bohaterkami, napisane na początku lat 90-tych i już się nie dziwię, że została pani nazwana „objawieniem polskiej powieści młodzieżowej”.

No, tak, gdzieś mnie trzeba było upchnąć, do jakiegoś worka, szufladki, zaszeregować, z etykietką łatwiej, przyprawiona „gęba” w ramce upraszcza rzeczywistość. Już się nie buntuję. Fajnie być pisarką młodzieżową, kiedy się jest „najlepszą babcią na świecie” – koszulkę z takim napisem dostałam od mojego cud-wnusia, Pawcia i paraduję w niej z przyjemnością. Kiedy wydałam pierwszą książkę „Kapelusz zawsze zdejmuję ostatni”, przyklejono mi etykietkę „odważnej pisarki erotycznej”. Najpierw mi się to podobało, a potem spróbowałam uciec od tej „gęby” i napisałam powieść dla młodzieży „Batoniki Always miękkie jak deszczówka”, dzięki której doczekałam się szyldu „odważna pisarka młodzieżowa”.

– Tak, czy owak, jest pani odważna. Powiem więcej: jest pani bardzo odważna i przy tym subtelna. Z wielkim wyczuciem porusza pani trudne tematy. Pani najnowsza powieść zaczyna się słowami: „Mam dwóch tatusiów. Kto ciekawy, jak to jest możliwe, niech się odezwie, opowiem mu swoją historię. A może ktoś znajduje się w podobnej sytuacji i będziemy mogli podzielić się doświadczeniami ?”.

Pierwsze zdanie powieści jest bardzo ważne. Musi zaciekawić. Gdybym zaczęła powieść – „Nad miastem zapadał zmierzch. Paulina siedziała w fotelu, głaszcząc kota.” – byłoby mniej ciekawie, prawda? Muszę „kupić” czytelnika w ciągu 10 minut, niczym Alfred Hitchcock, choć piszę powieści obyczajowo-psychologiczne, a nie kryminalne. Poruszam tematy zwyczajne, to u nas są ciągle nazywane trudnymi, bo lubimy przymykać oczy na rzeczywistość i opiekę nad dziećmi sprowadzać do haseł: Zęby umyłeś? Lekcje odrobiłeś? Obiad zjadłeś? A okazuje się, ze najważniejsze jest to, co pomiędzy. Jesteśmy zapyziali i pruderyjni. Godzimy się z opinią, że młodzież jest rozwydrzona, rozpuszczona, że za wcześnie wchodzi w seksualną gotowość, to jednak dotyczy innych, nie mojej Ani, nie mojego Michała. To inni próbują narkotyków, moje dziecko nie. To inni mają problemy i czują się samotni, moje dziecko nie.

– Pani nie jest pruderyjna, ani zapyziała?

Może mniej niż inni, choć i ja mam swoje za pazuchą, ale mam też świadomość owej „pazuchy”. Nie chcę szokować, nie o to chodzi. Chcę tylko wyeliminować odwieczne „dzieci i ryby nie mają głosu” oraz „co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”. Przysłowia będące zmorą mojego nastoletniego dzieciństwa. Czy pani wie, ze i dziś wszystkie dzieci znają te przysłowia? Że i one są nimi karmione? To taki argument zamykający na samym początku ewentualną rozmowę. To wytrych, za pomocą którego kończy się temat, zanim został rozwinięty. O, nie, nie jestem za bardzo tolerancyjna. Dzieci muszą mieć oparcie w dorosłych rodzicach i dziadkach, a to znaczy, że muszą mieć wyraźnie postawione granice. Chodzi jednako to, by rozmawiać z nimi o tych granicach, by uświadamiać im, co dobre, a co złe, by z nimi się cieszyć, żartować. Nasze dzieci muszą mieć do nas zaufanie. Muszą mieć pewność, że choćby nie wiem, co złego w życiu zrobiły, to mogą do nas zapukać o pomoc.

– Bohaterka pani powieści, Paulina, gimnazjalistka, ma taką świadomość. Czasami jej zazdrościłam.

Czego?

– No, właśnie tego, że ma matkę, ojca, będącego właściwie jej ojczymem, ojca biologicznego i że może z nimi rozmawiać, ma w nich oparcie, a to bardzo ważne, kiedy się ma -naście lat.

Tak, to bardzo ważne. Najważniejsze jest dla nastolatka to poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że się jest kochanym. Paulina jest panieńskim dzieckiem Magdy, która urodziła ją tuż przed maturą. Magda jest córką toksycznej matki. Rzeczywistość zazwyczaj wygląda tak, że skrzywdzeni i poniżeni, krzywdzą i poniżają. Postanowiłam przerwać w powieści ten ciąg. Magda, matka Pauliny, nie popełni błędów swoje matki, nie przeniesie ich na córkę, dzięki czemu Paulina będzie mogła mieć dobre dzieciństwo, bo będzie wychowywana bez hipokryzji, przez dorosłych, którzy zrozumieli, że nie mogą w nieskończoność powielać chorych wzorów.

– Mówimy o poważnych sprawach, a przecież to bardzo pogodna, radosna wręcz powieść.

O, matko… to znaczy…o, miła pani, leje pani miód na moje serce, bo bardzo chciałam, aby to była radosna książka, tak ,radosna, jak Paulina, która urodziła się w dobrym humorze. Bardzo chciałam napisać powieść o trudnym dzieciństwie w zupełnie innym sensie niż to obiegowo postrzegane. Chciałam przeciąć ten zaklęty krąg. Wszystko jest możliwe, jeśli się kocha uważnie.

– Co to znaczy – kochać uważnie?

Przecież pani wie, tak czuję po naszej rozmowie.

– Może i wiem, ale chciałabym od pani usłyszeć. Bo pani ma w sobie coś z mamy i koleżanki.

Kochać uważnie…to jest tak… ma pani męża?

– Klasycznie dosyć u mnie. Mąż, córka, która jest naszą córką…

Kochać uważnie, w moim przypadku to jest tak, że potrafię pogodzić się z sytuacją, w której mój mąż nie zauważył nowej kiecki lub nowego kapelusza. Ale jeśli nie zauważył, że jestem smutna, że coś mnie gnębi, że mam problem, o którym chciałabym porozmawiać, to znaczy, że nie kocha mnie uważnie, że mnie „olewa”, jak mówią młodzi.

– Matka, Magda, nie „olewa” Pauliny, nie olewa jej też przybrany ojczym. Przybrany – bo Magda żyje z Łukaszem Starszym na tak zwaną kocią łapę. Ale też Paulina ma charakterek. Nie pozwala sobie na to, by bliscy ją olewali, to przykład nastolatki o asertywnym sposobie bycia.

Już panią lubię. Wrażliwa z pani dziewczyna. Zauważyła pani, że nasze dzieci są mądrzejsze od nas? I całe szczęście. Ale spotykają się też z problemami, które nam były obce i dlatego musimy być czujni, my, tak zwani rodzice, tak zwani dorośli.

– Tak zwani dorośli?

Och, nam też się zdarza zachowywać bez sensu, więc bez przesady z podwyższaniem piedestału i żądaniem szacunku na wyrost. Dzieci są konkretne: kochają za coś i szanują za coś. Nie chodzi o dobra materialne, ale o naszą wiarygodność. Jeśli dzieci kochają nas tylko dlatego, że tak im nakazuje IV przykazanie, to wcześniej czy później wyjdzie szydło z worka.

– Zaszalała pani w tej powieści z różnych stron. Przed kilkunastu laty napisała pani pierwszą powieść, będącą dziennikiem komputerowym. Teraz napisała pani pierwszą powieść blogową. Bo Paulina pisze bloga.

Długo szukałam formy do tej książki. Trudno napisać trzecią książkę z tymi samymi bohaterami głównymi. Zna pani „Anię z Zielonego wzgórza”, prawda? Kto nie zna? Jest kilka innych części, a jednak ta pierwsza jest najlepsza. Stanęłam więc przed nie lada wyzwaniem. Myślałam, że napiszę książkę, w które bohaterką główną będzie nadal Magda, ta dzielna dziewczyna. Minęło jednak kilkanaście lat. Paulina jest gimnazjalistką, jej matka – kobietą ponad trzydziestoletnią. Gdybym narratorką uczyniła Magdę, musiałabym utrzymać całość w poważnej, choć i liryczno-refleksyjnej tonacji. Miałam ochotę pójść w innym kierunku, radośniej mi ostatnio w życiu, a to wpływa na klimaty, które chciałam także przenieść na grunt zawodowy. Dlatego bohaterką główną jest Paulina, ta sama, która w książce „Paulina.doc” kończy roczek. Dlatego mogłam zaszaleć, jak pani mówi, pozwolić sobie także na elementy groteski. A to oczywiste, że Paulina będzie pisała ni tajemny dziennik na komputerze, tylko bloga. Dziś wszyscy blogują, piszą, by się dzielić myślami, własną historią.

– Tak, tak, ale pani napisała powieść, która jest i dla nastolatek i dla dorosłych. Jak to się robi? Jak się coś takiego pisze?

Tak samo, jak dla dorosłych, tylko lepiej. Jeśli napiszę książeczkę dla mojego wnusia, to będę to musiała zrobić jeszcze lepiej niż dla nastolatków. Przedszkolaki są bardziej wymagające i wyczuwają najmniejszy fałsz.

– Mówi pani o sobie, że jest przede wszystkim poetką, ale także zawodową pisarką. Co to znaczy? Nie ma w tym sprzeczności? Napisała pani kilkanaście powieści, w tym kilka dla tak zwanych dorosłych, jak „Wielkie ciężarówki wyjeżdżają z morza”, „Święta Rito od Rzeczy Niemożliwych”, czy głośną powieść faktu „Coraz mnie milczenia. O dramatach dzieciństwa bez tabu”, a tylko 3 tomiki wierszy. Jak to wiec jest? Jak pani się w tym odnajduje?

Nie ma w tym sprzeczności.. Poetką jestem w głębi swojej duszy. Będę nią nawet, jak nie napiszę już żadnego wiersza. Jestem pisarką zawodową, co znaczy, że głównym źródłem utrzymania Marty Fox, samoswojej i niezależnej, jest pisanie. Oznacza to, że próbuję się realizować w różnych gatunkach literackich, w powieści, w eseju, w reportażu, w dramacie. Oznacza to, że mogę napisać na zamówienie. Wiersze wyfruwają z mojej podświadomości, ich nie mogę sobie zaplanować, ale powieść mogę, esej mogę, reportaż też.

– Może pani napisać na zamówienie? Naprawdę?

Mogę, oczywiście. Co w tym złego? Przecież to ja decyduję, co i jak napiszę. To ja decyduję, czy mi temat odpowiada, czy nie. Staram się trzymać poziom i nie sprzeniewierzać się sobie – to jest dla mnie ważne. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć tak, a kiedy nie. Co będzie w zgodzie ze mną, a co przeciwko. Czy w zamówieniu zobaczę swoją ideę, czy nie, czy to mnie rozwinie, czy nic mi nie da prócz pieniędzy. To są trudne wybory.

– Poezji one nie dotyczą?

O, nie. Poezja jest lepszą stroną mojego księżyca. Już nawet mój 2-letni wnuś, Pawcio, o tym wie, bo podczas spaceru mówi: – Babi, ale księżyc. Patrzę, a tu księżyc, że ni c „tylko w mordę lać”.

– Tak pani mówi do niego?

No, nie, jeszcze nie, bo on za mały, by zrozumieć tego typu metafurki. Mam jednak nadzieję, że znajdę z nim płaszczyznę porozumienia, a wtedy….

– Nie wiem, czy się z tego cieszyć, bo jak pani zacznie pisać dla dzieciaków, to co z dorosłymi? Chciałabym przeczytać coś w rodzaju „Rity” lub „Ciężarówek”.

Mam rozległe plany, nie wiem tylko jak one się mają od Wieczności. Poza tym zamierzam jeszcze trochę porozrabiać na tym świecie, kto „kocha, potrafi iść po rozpiętych w słonecznym powietrzu nitkach babiego lata” – Szekspir , Romeo i Julia, akt II, scena VI.

– Wracając do kotów. Czy ma pani teraz kota?

O, tak, moje córki twierdzą, że teraz mam kota bardziej niż kiedyś….żartuję, ale one naprawdę tak mówią. Widocznie czym człowiek starszy, tym mu więcej uchodzi bokiem, hihi. Poważnie jednak mówiąc: mam psa, Mordka. Mordek jest psychiczny, bo ma traumę z dzieciństwa, na pewno był bity i wyrzucony na bruk. Znalazłam go pod Teatrem Śląskim 7 lat temu. Benio Krawczyk, aktor tegoż teatru i filmów Kazimierza Kutza, powiedział mi wtedy, że pójdę za ten uczynek do nieba w swoich skarpetkach i z własną poduszką. Podoba mi się ta wizja. Mordek już trochę się oswoił, ale ciągle jest czujny. Och, mogłabym o nim długo powiadać. Proszę sobie wyobrazić, co zrobił wczoraj… Pawcio… Mordek…

– Jednym słowem ma pani kota na punkcie psa.

Bez przesady z tym kotem, ty niemniej, koty są super, śpiewają mantry uspokajające i usypiające. Znają tajniki samoobrony i uprawiają gimnastykę, będącą swoistym połączeniem Jogi z Tai Chi. A psy, a raczej mój pies, Mordek, jest najwierniejszym facetem w moim życiu.

Rozmowę przeprowadziła: Aneta Trojanowska, Akapit Press



>> RSS 2.0 feed. >> Both comments and pings are currently closed.

AddThis Social Bookmark Button