Tyszanie nie z tej ziemi

Tyszanie nie z tej ziemi

Nakładem Muzeum Miejskiego w Tychach ukazała się książka „Tyszanie nie z tej ziemi” Bogdana Prejsa. Składają się na nią opowieści o niebanalnych losach kilkunastu ludzi, których młodość przypadła na okres II wojny światowej. Większość tekstów to opracowane na nowo artykuły, jakie w latach 1993 – 2007 ukazywały się na łamach „Echa” i „Dziennika Zachodniego”, w których autor w tym czasie pracował.


Rozmowa z Bogdanem Prejsem, autorem książki „Tyszanie nie z tej ziemi”

Życie pisze historię
(„Twoje Tychy”, 24 lutego 2009)

10 lat temu ukazała się książka „Dawno temu w Starych Tychach” autorstwa Bogdana Prejsa, byłego dziennikarza Echa i Dziennika Zachodniego, a obecnie redaktora naczelnego Gazety Mikołowskiej. Teraz, nakładem Muzeum Miejskiego w Tychach, pojawiła się kolejna jego publikacja – „Tyszanie nie z tej ziemi”.

Twoje Tychy: Czy obecna książka jest kontynuacją pierwszej?
Bogdan Prejs: W pewnym sensie tak, bo pierwsza mówiła o Tychach w okresie międzywojennym, a druga jest o ludziach mieszkających tutaj po drugiej wojnie światowej. Głównym kryterium doboru bohaterów „Tyszan nie z tej ziemi” był nie tylko ich wyjątkowy los, ale także fakt, że ich młodość przypadła lata wojenne. W pewnym momencie musiałem przyjąć jakieś założenie czasowe, a wojna na tyle zmienia ludzkie losy, że wydawała mi odpowiednim kryterium.
TT: Tytuł „Tyszanie nie z tej ziemi” można rozumieć na kilka sposobów.

BP: To rzeczywiście gra słów. Patrząc metaforycznie – książka poświęcona jest ludziom niezwykłym, a o takich mawia się, że są „nie z tej ziemi”. Z drugiej strony zdecydowana większość moich bohaterów nie urodziła się w Tychach, nie są tyszanami od pokoleń czyli – też nie z tej ziemi.
TT: Bo w Tychach każdy jest skądś…
BP: Tak – każdy jest skądś, a niektórzy… ze Starych Tychów.

TT: Opisałeś losy kolejnego pokolenia tyszan. Czy twoim zdaniem można już mówić o społecznej, kulturowej tożsamości tyszan, jak w przypadku mieszkańców innych śląskich miast?

BP: Nie lubię mówić o tożsamości tyskiej. Kilkakrotnie przy różnych okazjach dyskutowałem o tym z Marią Lipok-Bierwiaczonek, dyrektor Muzeum Miejskiego w Tychach. Jej zdaniem, tożsamość tyska już się wykształciła, a mieszkańcy miasta zapominają, że w większości są przybyszami. W latach 50. czy 60. na pytanie – skąd pochodzisz? – odpowiadali, że z Wrocławia, Poznania, Radomia albo… Bierunia. A dzisiaj jest już kolejne pokolenie, które urodziło się właśnie w Tychach. To są dzieci i wnuki przybyszów z Polski. One myślą i czują inaczej, i na pewno bardziej niż ich dziadkowie, czy rodzice związani są z miastem. Dla niektórych znakiem tożsamości jest np. GKS Tychy, mecze hokejowe czy piłkarskie pod jednym „szyldem”, albo zakupy w tyskim markecie „azet”. Jednak nie wiem, czy na wykształcenie się tożsamości wystarczy 50, czy potrzeba 500 lat.

TT: Książkę „Tyszanie nie z tej ziemi” rozpoczyna rozdział „Siedem wspaniałych” o małżeńskich parach, które w 1993 roku obchodziły 50-lecie pożycia małżeńskiego. Dlaczego są to pary właśnie z 1993 roku?
BP: Wówczas od roku pracowałem jako dziennikarz i mój szef posłał mnie do urzędu stanu cywilnego, żeby napisać o tym, jak małżonkowie dostają medale i porozmawiać z każdą z par. Pamiętam, że byłem wówczas trochę zły na niego, bo temat nie wydawał mi się ciekawy. Zastanawiałem się, o czym będę rozmawiał z siedmioma parami starszych ludzi. Co to za wyzwanie dla młodego reportera napisać siedem podobnych, jeśli nie identycznych historii? Jednak dziś muszę przyznać, że te rozmowy wręcz zmieniły mnie jako dziennikarza. Każda historia okazała się na swój sposób fascynująca i każda inna. Wtedy zrozumiałem, że dziennikarstwo polega na rozmowach z ludźmi, także ze zwykłymi, nie tylko z gwiazdami, artystami, sportowcami. I nabrałem do swoich rozmówców większego szacunku. Ten pierwszy rozdział książki sam się spuentował. Zwróć uwagę – było siedem par, ale opowieści jest sześć. Kiedy rozmawiałem z tymi osobami, teksty sukcesywnie ukazywały się na łamach „Echa”, więc kolejni rozmówcy już wiedzieli, że do nich zawitam. Kiedy poszedłem do ostatniej pary, pani uchyliła tylko drzwi i powiedziała, że małżonkowie nie chcą ze mną rozmawiać. „To było nasze życie” – usłyszałem… Fakt, że ktoś nie chce opowiadać o swoim życiu, też o czym świadczy, a każdy rzecz jasna ma do tego prawo.

TT: Jak mówisz – każda opisana w książce historia jest niezwykła. Która zrobiła na tobie największe wrażenie?

BP: Nie chcę ich tak klasyfikować. Mogę powiedzieć np. o najzabawniejszym spotkaniu. A jest ono związane z osobą prof. Tadeusza Teodorowicza-Todorowskiego. Pojechałem po niego, do Gliwic, gdzie mieszkał, w 1995 roku, by mnie oprowadził po Tychach. Znakomity architekt, urbanista (projektował m.in. osiedle A), ale też malarz, poeta, fotografik, poliglota zgodził się chętnie, jednak kiedy zorientował się, że mamy jechać moim maluchem, bo takim pojazdem wtedy dysponowałem, był przerażony. Po kilku minutach jazdy zaczął… śpiewać. Jak mi potem powiedział – lubi śpiewać, ale ja przypuszczam, że on w maluchu śpiewał nie dlatego, że lubi, ale ze strachu. Do Gliwic wracaliśmy już służbowym renaultem i teraz ja miałem ochotę śpiewać – też ze strachu, żeby czegoś nie uszkodzić. Było to wyjątkowe spotkanie z wyjątkowym człowiekiem, który w wieku niemal 90 lat uczył się esperanto, twierdząc, iż to język przyszłości, a także wymyślił metodę samoleczenia – Aku–TA-TE-TO, polegającą… na umiejętnym drapaniu się szczotką po plecach.

Były opowieści wesołe, ale i tragiczne, jak Antoniego Czernowa czy Ryszarda Cholewczuka. Pierwszy, jako 10-letni chłopiec, był świadkiem śmierci swojej mamy, bestialsko zamordowanej przez Rosjan; drugiemu Ukraińcy zastrzelili matkę, siostrę i brata. Świadkowie zdarzenia opowiedzieli mu potem, że w rozumieniu zabójców był to z ich strony akt łaski, bo innych Polaków po prostu zarąbali siekierą. Takie opowieści dla nikogo nie będą obojętne, o nich się pamięta, tkwią w nas.
TT: Będzie ciąg dalszy, trzeci tom opowieści o tyszanach?

BP: Trudno powiedzieć, bo nie pracuję już w Tychach, ale niczego wykluczyć nie można. Ludzi nie z tej ziemi w Tychach nie brakuje. Sam wolałbym, żeby ta książka miała nie 100, a tysiąc stron.
Leszek Sobieraj


Nie z tej ziemi

Bohaterami poszczególnych rozdziałów są: Stanisława i Stanisław Sierakowscy, Marta i Augustyn Radwańscy, Aniela i Brunon Piechowie, Wanda i Piotr Pietraszkowie, Waleria i Eugeniusz Durajowie, Anna i Antoni Złoteccy, Emilia Duka, Alfons Wieczorek, Stefania Urbanek, Augustyn Dyrda, Paweł Grychtolik, ks. Edmund Szeliga, Tadeusz Teodorowicz-Todorowski, Andrzej Czyżewski, Aleksander Sałacki, Antoni Czernow, Ryszard Cholewczuk, Leonard Paszkowski, Jerzy Taube, Grażyna Mordasewicz, Stanisław Krzyżaniak i Józef Krupiński.

Spotkanie

Poświęcone promocji książki spotkanie z jej autorem odbędzie się 12 marca o godz. 16 w Muzeum Miejskim w Tychach.


>> RSS 2.0 feed. >> Both comments and pings are currently closed.

AddThis Social Bookmark Button